To nie konie tak cwaluja, uszami nie strzyga. Jeno tancza dwa opoje Smidryga z Midryga. I nie steka tak stodola ,cepów bijakami Jak ta laka zgana stopa jako kulakami. Doskoczyla ich na sloncu Poludnica blada. I Smidrydze i Midrydze i tancowi rada. Zagladala im do oczu chciwie jak do zlobu. Który w tancu mnie wyhula , bom jedna dla obu. Porwali ja za dlon jedna ,porwali za druga. Obu musisz nam wystarczyc - skapico dziewczuro. Rozdwoili ja po równo, rozczepili zwawo. Na dwie dziewki, na siostrzane - na lewa i prawa. Wiec Smidryga plasal z prawa, a Midryga z lewa. Ten obcasem kurz zamiatal, a tamten cholewa. Tancowali z nia do zdechu i az do upasci. Az umarla jednoczesnie we dwojej postaci. W dwóch ja trumnach pochowali , ale w jednym grobie. Ale huczy ziemne echo - tancza trumny obie. Az sie kreci z nimi razem smierc w skocznych lamentach. Az sie wnetrznosciami rusza przerazony cmentarz. Pomacila im sie w glowach wiedza ta pomglona. Gdzie jest prawa strona swiata, a gdzie lewa strona. W jakiej trumnie lewa dziewka, w jakiej prawa lezy. I która z nich i do kogo po smierci nalezy. Oblakani nad przepascia poklekali wzajem. I na kleczkach zatanczyli nad przepasci skrajem. Porazeni mrokiem trumien, jak dwa bledne wióry. W otchlan smierci powpadali nogami do góry.